Jolanta Janus
Jolanta Janus to szczecinianka, która 4 lata temu uciekła z Włoch, zerwała z poprzednim życiem oraz zostawiła męża - tyrana. Zagrała w dokumencie w reżyserii szczecińskich artystek z Akademii Sztuki opowiadającym o jej losach. Film - oprócz ciepłego przyjęcia na wielu festiwalach - dostał się niedawno również na wstępną listę kandydatów do najważniejszej nagrody filmowej.
Ogłoszenie wyników nie dało powodów do największej radości, jednak twórczynie dokumentu (reżyserki Małgorzata Goliszewska i Katarzyna Mateja) cieszą się z dotychczasowych sukcesów. Bohaterka dokumentu "Lekcje miłości", który początkowo stanął w szranki z tegorocznymi kandydatami do Oskara - Jolanta Janus jest dzisiaj naszym gościem.
-----------------------------------
Artykuł powstał przy współpracy z The Best Of Szczecin. Dziękujemy i serdecznie polecamy!
-----------------------------------
Z jednej strony dobrze się czyta i słyszy o niekwestionowanym sukcesie dokumentu, jednak z drugiej opowiada on o Pani bolesnym życiu prywatnym, które wcześniej nie było usłane różami. Czy długo oswajała się Pani z myślą, że warto odsłonić przed ludźmi te niezbyt przyjemne rodzinne sekrety?
Szczerze mówiąc bardzo długo, ponieważ nie była to łatwa decyzja. Bardzo chciałam wykrzyczeć co się działo i dzieje w moim życiu całemu światu, nie wiedziałam jednak jak mam to zrobić i czy ktoś mnie wysłucha. Taka możliwość wyłoniła się właśnie wtedy, gdy reżyserka filmu, który później został zrealizowany, sama zapytała: "Czy możesz opowiedzieć mi historię Twojego życia?".
Stopniowo nabrałam odwagi i zdecydowałam, że to uczynię ponieważ nadeszła okazja, abym została wysłuchana przez szersze grono odbiorców i dzięki temu będę przykładem poświadczającym, że zawsze jest szansa na poprawę swego losu.
Czy spodziewała się Pani rozgłosu jaki przyniosła emisja filmu na świecie?
Zupełnie się nie spodziewałam i bardzo się cieszę, że film został tak pozytywnie odebrany! Może pomóc mi to również w zrealizowaniu moich planów pomagania rodzinom, które doznają przemocy. Cieszymy się wraz z całą ekipą filmową, że zaszliśmy bardzo wysoko. Kwestia ewentualnej nagrody nie odgrywa aż tak dużej roli.
Dla mnie osobiście ważna jest możliwość głośnego zaalarmowania o problemie przemocy występującym w ogromnej ilości polskich rodzin i pokazanie głównie kobietom, jak wyzwolić się ze skorupy trudnego związku.
Czy właśnie taki cel przyświecał Pani aby wziąć udział w nagraniu dokumentu?
Tak, ale chciałam również pokazać, że miłość można znaleźć w każdym wieku i w jaki sposób spełniać swoje marzenia mimo traumatycznych przeżyć - piekła pierwszego małżeństwa oraz kłopotów ze zdrowiem. Jestem bardzo empatyczną osobą i sama widzę spacerując po mieście jak wiele kobiet jest nieszczęśliwych w swoich związkach, analizuję ich mowę ciała, chciałabym im pomóc.
Mam nadzieję, że film pomoże dotrzeć do szerszej publiczności i każdy kto ma problem z przemocą w rodzinie wyciągnie wnioski dla siebie, i być może zdecyduje się podjąć stanowcze kroki aby zerwać z tą przygnębiającą sytuacją na swoim prywatnym podwórku. Mój mąż był bardzo przystojnym i eleganckim mężczyzną przed ślubem. Kobiety za nim szalały.
Jednak alkohol zmienił go całkowicie i właśnie to można zaobserwować w filmie - stopniową transformację wspaniałego człowieka w potwora.
Czy może się Pani pokusić o stwierdzenie: "gdybym 40 lat temu wiedziała, że tak będzie, nie pakowałabym się w kłopoty "?
Och tak! Byłabym z pewnością bardziej ostrożna. Powiedzieć słowo "tak" jest bardzo łatwo powiedzieć, ale później wybrnąć z trudnego związku, który miał być 'na dobre i na złe' to koszmar, którego nikomu nie życzę. Ostatecznie było tak, że do kina i teatru nie musiałam chodzić bo 'cyrk miałam w chałupie' - jak to się mówi.
Trzeba przyznać, że kamera Panią kocha. Czy w przeszłości w głębi duszy miała Pani przekonanie o tym, że w którymś momencie życia zacznie się Pani realizować aktorsko?
Zawsze kochałam scenę. Uwielbiałam śpiewać, stroić się, moja szafa zawsze była pełna atrakcyjnych strojów, które zdobywałam lub sama szyłam. Po mojej ciężkiej chorobie i bolesnej operacji cieszyłam się, że nadal mogę śpiewać - głosu i serca mi nie wycięto! Śpiewałam już w szpitalu po zabiegu, czym zadziwiłam personel medyczny i pacjentów, aż zaczęto nazywać mnie tam "Ordonką".
To sprawia, że chce mi się żyć! Jednak nie spodziewałam się, że moje losy kiedykolwiek splotą się z nagraniem dokumentu o moim życiu. Aktualnie występuję w Teatrze Janusza Janiszewskiego w Domu Kultury XIII Muz i wraz z koleżankami - seniorkami realizuję swoje plany. W dalszym ciągu uczę się śpiewać, chodzę na lekcje tańca i czynnie uczestniczę w działaniach Teatru.
Prawidłowy tytuł filmu nosi nazwę "Lekcje miłości" - zatem było ich więcej niż jedna. Gdyby miała Pani wymienić w skrócie o jakiego rodzaju lekcjach miłości jest mowa w filmie:
Na pewno lekcja wzajemnego szacunku, a przede wszystkim miłości do męża, który z czasem niestety zmienił się pod wpływem alkoholu, lekcja pamiętania o najbliższych, o sobie i swoim prawie do szczęścia - nie można również nie wspomnieć o lekcji wybaczania.
Trudno jest pojąć motywy złego zachowania u ludzi, niestety czasami odwzorowują błędy przejęte od swoich rodziców, podobnie też było w przypadku mojego męża. Człowiek całe życie uczy się jak rozwiązywać problemy. Podstawą jest jednak wejść w pozytywne środowisko dobrych, wesołych ludzi i nie dać się pochłonąć złym myślom.
Jak wyglądała praca z reżyserkami podczas nagrania? Jaka atmosfera panowała na planie zdjęciowym?
Atmosfera była bardzo rodzinna, spędziliśmy ze sobą bardzo dużo czasu przez co zbliżyliśmy się do siebie. Chyba mogę powiedzieć, że praktycznie nie zwracałam uwagi na kamerę i przecudowna ekipa zarejestrowała wiele realnych sytuacji, ich praca była bardzo profesjonalna.
Czym jest obecnie szczęście i spokój wewnętrzny w Pani przypadku?
Szczęściem jest dla mnie możliwość otwartego mówienia o mojej przeszłości. Teraz ogromnie cieszę się z drobiazgów. Doceniam życie, piękno świata, jestem blisko osoby, która mnie darzy mnie uczuciem, czuję się spełniona!
Czy sukces filmu motywuje Panią do podjęcia jakichś konkretnych działań w zakresie pomocy kobietom zamkniętych w trudnych związkach?
Tak, chciałabym organizować spotkania szczególnie z młodymi ludźmi, żeby uświadamiać im, co mimo obecnego piękna ich młodych ciał może się z nimi dziać, jeśli staną się niewolnikami nałogu. Oczywiście nie mówię tylko o problemach z mężczyznami, ale również kobiety mogą stanowić zagrożenie nie tylko dla rodziny ale również dla samych siebie.
Gdy skończą się obostrzenia związane z pandemią planuję poruszać te problemy na spotkaniach w klubie seniora. Będę pomagać i wspierać innych, ponieważ sama jestem przykładem, że można się wyrwać z toksycznego związku.
Komentarze