Wenecja – miasto zaślubione Adriatykowi. Zwiedzaj świat razem z Top Podróże!
„Ażeby wiedzieć coś o świecie, trzeba się ruszyć”. Takie jest hasło przewodnie naszego comiesięcznego cyklu artykułów, w którym staramy się przybliżać wam świat, ten całkiem nie odległy i ten zupełnie egzotyczny. Autorami naszych felietonów są Szczecinianie, którzy wybrali się w podróż razem ze znanym, szczecińskim biurem: Top Podróże Ewa Koś i opisują dla Was swoje wrażenia. W lipcu Pani Aleksandra Łukaszewicz Alcaraz opowie na temat Wenecji – miasta zaślubionego Adriatykowi.
Warto jest przyjechać do Wenecji na dłużej niż jedno - lub dwudniową wycieczkę, nie z okazji Biennale na szalony pęd pośród wystaw, ponieważ jest to miasto, które warto poczuć, miasto w istocie niezwykłe.
Położone na lagunie nad Adriatykiem składa się z wielu wysp pokrytych kobiercem renesansowej zabudowy, będącej labiryntem wąskich uliczek, w których często dwoje ludzi mija się nieomal na styk, prowadzących czasem do następnych uliczek i placów lub urywających się niespodziewanie, zamkniętych kanałem albo wiodących na liczne mosty i mosteczki.
Mieszkając na wyspie za kanałem Giudecca, będącej okolicą spokojniejszą, oddaloną od placu Świętego Marka i Mostu Rialto, co rano płynęłam tramwajem wodnym na drugą stronę, w dzielnicy Dorsoduro. Muszę szczerze przyznać, że atmosferyczność Wenecji, jej postać jak z mirażu jest uzasadniona powietrzem, wodą i słońcem, kiedy to poranne mgły znad laguny są rozświetlane promieniami słońca, zaś powietrze drży i zamazuje kształty.
Ten sposób widzenia przywołuje mi na myśl obrazy Franscesco Guardi’ego (1712-1793), jego prześwietne weduty, panoramy Wenecji, charakteryzujące się rozedrganym światłem i kolorem oraz drobnymi postaciami dostrzeżonymi z oddali lub tłumie. Chociaż nie zyskał on tej sławy co Canaletto (Giovanni Antonio Caval, 1697-1768) czy jego bratanek, który wsławił się w Polsce panoramami Warszawy – Bernardo Bellotto, również zwany Canaletto, to uważam, że w sposób pełniejszy oddał on atmosferę Wenecji.
Malarze wedutyści w Wenecji, to nie przeszłość, ale nadal jak najbardziej aktualna teraźniejszość. Nad Kanałem Grande i w okolicach placu Świętego Marka także dzisiaj stoją malarze i graficy przedstawiający uroki Wenecji, której inspirujące piękno nadal można odczuć.
Jest to jednak piękno połączone z niesamowitością. Miasto jak z mirażu delikatnie chwieje się na falach Adriatyku. Wyspy, choć są umocowane dodatkowo do dna laguny, to nie są w pełni stabilne. To nie jest stały ląd. Idąc spać, czy – jak w moim przypadku - wiele godzin siedząc w jednym pomieszczeniu, można wyczuć nieznaczny ruch ziemi, co niektórym daje wrażenie nieznacznej choroby morskiej.
Chodząc po takiej niestabilnej ziemi, w rozedrganym powietrzu znad laguny, krążyłam uliczkami tego miasta zaślubionego Adriatykowi. Postaci, które spotykałam, turyści, studenci, pracownicy, choć ubrani współcześnie, wydawali mi się absolutnie wpisywać w historyczną tkankę miasta nie powodując dysonansu. Wrażenie niesamowitości, powstające podczas spacerów uliczkami Wenecji wynika ze starości murów, klaustrofobicznych przejść, restauracji i sklepików ukrytych w starych kamienicach z szyldem wymalowanym farbą na zewnątrz.
Wędrując po mieście natrafia się na wiele pięknych kościołów, w których można zobaczyć dzieła Mistrzów Renesansu i Baroku (m.in. Tycjana, Tintoretto, braci Bassanów, Tiepolo), które były tworzone z myślą o tych konkretnych przestrzeniach, jak na przykład na słynną Assuntę (Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny) Tycjana w Santa Maria Gloriosa dei Frari czy na Ukrzyżowanie Tintoretto oraz freski Tiepolo w kościele Santa Maria del Rosario.
Oczywiście warto też, mając chwilę czasu wybrać się zarówno do Pałacu Dożów, siedziby dawnych władców Republiki Weneckiej, gdzie znajdują się wspaniałe zasoby sztuki, jak również do muzeum sztuki nowoczesnej i współczesnej Peggy Guggenheim Collection znajdującego się w Palazzo Venier dei Leoni.
W Wenecji uważać jednak należy wybierając restauracje, ponieważ trudno jest odróżnić te dobre od złych, gdzie często restauratorzy mają jedno menu dla mieszkańców, a inne dla turystów, zakładając, że przecież turysta zadowoli się gorszą jakością serwowanych potraw.
Takie trudności nie powinny nam jednak przesłonić przyjemności z przebywania w Wenecji, która pustoszeje nocą po 23-ej, gdy obsługa wyjeżdża na przedmieścia i kiedy trzeba się położyć spać, a następnie poddać kołysaniu poruszeniami Adriatyku...
Komentarze
Brak komentarzy.